Nasza Olimpia

Stare wilki morskie, które co wieczór spotykały się przy aperitifie w kawiarni na nabrzeżu starego portu w Tulonie, nigdy jeszcze nie widziały Zinzina w takim stanie. Oczy wychodziły mu z orbit i był blady jak śmierć. Ledwo opadł na krzesło, wszyscy otoczyli go i zasypali pytaniami.

— Co ci jest, Zinzinie? Co ci się stało, staruszku? — dopytywał kapitan Alban.

Zinzin potrząsnął głową na znak, że nie może jeszcze wydusić z siebie słowa. Wreszcie przetarł ręką czoło i wykrztusił:

— Wracam od komisarza policji. Przydarzyła mi się straszna historia…

— Opowiadaj, póki świeża! To będzie dla nas miła odmiana… — zachęcił Gobert.

— O, moja historia wcale nie jest nowa… — żachnął się ponuro Zinzin.

— I wciąż jeszcze robi na tobie takie wrażenie?

— Zaraz się dowiecie, dlaczego… — odparł jeszcze posępniej Zinzin. — To historia, w którą wplątałem się za młodu, i przez którą omal się nie przeniosłem na łono Abrahama. Słowo Zinzina! To cud, że nie wącham teraz kwiatków od spodu. Sprawa tamtego przeklętego ożenku w owym czasie wywołała sporo zamieszania. Skończyło się przed sądem przysięgłych…

— Kolejna historia o ożenku? — prychnął ten nicpoń Chanlieu. — Jest ich na pęczki! Ja sam znam chyba z dziesięć…

— A ja tylko tę jedną… — jęknął Zinzin. — Mogę wam za to zaręczyć, że jest straszniejsza, niż wszystkie historie Chanlieu razem wzięte!

Znów głośno westchnął, splunął i zapalił fajkę.

— Nigdy wam o niej nie wspominałem, bo to, co się wtedy wydarzyło, przechodzi wszelkie wyobrażenie… Dziś jednak nie wytrzymam i opowiem wszystko… Niech to diabli!… Niech to wszyscy diabli!…

— Co? Co, Zinzin?

— To naprawdę straszna historia… — sapnął Zinzin.

— Akurat! — sarknął Chanlieu.

Zinzin rzucił ku niemu mordercze spojrzenie.

— Musicie wiedzieć, że tylko raz w życiu byłem zakochany — właśnie wtedy. Nigdy przedtem ani później nie spotkałem podobnej dziewczyny. Miała na imię Olimpia. O jej rękę staraliśmy się we dwunastu…

— Oho! Wesoło się zaczyna… — zadrwił Chanlieu.

— Dwunastu — nie żartuję! Za chwilę wymienię wszystkich po kolei. I  mam na myśli tylko tych, którzy się oświadczyli… W całym departamencie nie było chyba mężczyzny, który nie chciałby zostać jej mężem…

Nie była bogata, ale pochodziła z dobrej rodziny. Co do urody… O kochani! Miała wtedy dokładnie piętnaście i pół wiosny. Okolica słynęła z pięknych dziewcząt: do sporego, przyjemnego miasteczka, w którym mieszkała, przyjeżdżano w niedziele ze stolicy regionu, by popatrzeć na wychodzące z kościoła młódki. Żadna jednak nie była godna rozwiązać jej rzemyka u sandała. To było prawdziwe zjawisko! Jak wam to wytłumaczyć… Byliście w Cagnes1? Widzieliście portrety młodych dziewcząt Renoira? Tamte dziewczęta nie są prawdziwe. To istoty utkane z koloru i światła. Tak właśnie wyglądała nasza Olimpia. Jak płatek róży, na którym igrają promienie słońca… I  była prawdziwa! Marzenie, nie dziewczyna! A jakie to marzenie miało oczy i usta! Ogromne, niesamowicie czyste oczy dziecka i usta kobiety! Przecudne usta z krwi i ciała… Nasza Olimpia… Bogini pocałunków, która zstąpiła na ziemię… Wszyscy kochaliśmy ją do szaleństwa.

Po śmierci rodziców została Olimpii tylko babka, która ją uwielbiała. Zabrała ją z pensji i powierzyła opiece Palmiry — starej piastunki, która ulegała wszystkim jej kaprysom.


1 Cagnes — miejscowość we francuskim departamencie Alpes-Maritimes, gdzie w latach 1908-1919 mieszkał i tworzył Pierre-Auguste Renoir i gdzie powstało poświęcone temu malarzowi muzeum. (Przyp. tłum.)

Open book icon Not’Olympe (Nasza Olimpia), Gaston Leroux, 1924.
Person pin icon Fragment z francuskiego przełożyła Monika Szymaniak.
Image icon Młoda kobieta zaplatająca włosy, Pierre-Auguste Renoir, 1876.
Nasza Olimpia, Gaston Leroux, 2023.

ZOBACZ TAKŻE: