Sztuka sypiania samej

Popołudniowy seans filmowy w Paryżu. Do kina w centrum kulturalnym Lucernaire chodziłam trzy razy w tygodniu. Na sali nigdy nie było więcej niż dziesięć osób. Tego dnia zaś byłam zupełnie sama – aż się odwróciłam i w odruchu solidarności skinęłam przyjaźnie do niewidocznego kinooperatora. Wyświetlano Trzy dni Kondora Sydney’a Pollacka. Robert Redford właśnie wychodzi z biura (placówki CIA) po kanapki. Kiedy wraca w swoim granatowym płaszczu z prowiantem pod pachą, jego koledzy już leżą martwi, podziurawieni kulami. Wie, że miał zostać zamordowany tak jak pozostali, że stanowi zagrożenie, że go znajdą, że musi uciekać. Ryzykując głową, znika za rogiem.

Można oczywiście oglądać ten film na tysiąc różnych sposobów, lecz czy kobiety kochające rzeczywistych mężczyzn są gotowe spotkać się z Robertem Redfordem? Wiem, że coś niecoś wynoszą, że trochę korzystają. Nigdy jednak nie idą dalej. Dla nich to tylko film. Bo Robert Redford przychodzi tylko wtedy, gdy nie masz zupełnie nic. Musisz pójść do kina w centrum kulturalnym Lucernaire, zaszyć się bezpiecznie w fotelu i we własnym ciele i położyć otwarte, bezbronne dłonie na kolanach, całą sobą łakniesz iluzji, w ostatnim czasie obcowałaś wyłącznie z pięknem, film jest dla ciebie prawdziwym lucernarium (lucernaria to otwory doprowadzające światło do katakumb), możesz oddawać się miłości w kompletnym bezruchu, jesteś makiem (pamiętasz?), więc do rozkwitnięcia potrzebujesz tylko odrobiny wody, chwytasz fluidy Roberta Redforda, przemieniasz je w magiczny napój i… już, on naprawdę cię widzi.

Gdyby podszedł do mnie na imprezie, miałabym się na baczności. Zastanawiałabym się, czego ode mnie chce. Chyba, a nawet na pewno, bym się przestraszyła. Siedziałam jednak w kinie, tysiące kilometrów od fizycznego ciała Roberta Redforda. Miałam przed sobą jego esencję. Oboje zrzuciliśmy ziemską powłokę i zmartwychwstaliśmy w raju kina Lucernaire. Mógł mnie unieść ze sobą w załamkach swojej chropowatej skóry. Patrzyłam na nierówności na jego twarzy i myślałam sobie: „Jeśli sytuacja się rozwinie, to będą moje punkty zaczepienia”.

Cuda się zdarzają: kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe i w ciemnościach podniosłam się z fotela, Robert Redford położył rękę na moim ramieniu i zaproponował mi czwarty dzień Kondora. Tak po prostu. Domyślił się. Zarzuciłam rękę na jego piękną, ocalałą blond szyję, mając nadzieję, że kinooperator, nawet jeśli na mnie patrzy, pomyśli sobie, że spoglądam na zegarek.

Open book icon L’envie (Ochota, Sztuka sypiania samej), Sophie Fontanel, 2011.
Person pin icon Fragment z francuskiego przełożyła Monika Szymaniak.
Image icon Robert Redford. Fotos z filmu Był tu Willie Boy (1969).