O sztuce zanudzania opowieściami o swoich podróżach

Upierdliwy, kto jak Ulisses zwiedził piękne kraje. Na kilku snujących barwne opowieści złotoustych, iluż przypada bowiem nudziarzy i natrętów! Iluż było mitomańskich Kartagińczyków, bajdurzących niestrudzenie o swoich wypadach na słoniach! Iluż trącających się rogami i roniących miód pitny Wikingów, rozpamiętujących z lubością swoje gwałty pod rozgwieżdżonym niebem! Iluż rycerzy, umiejących zepsuć najwspanialszą ucztę swoimi przydługimi monologami o wyprawach krzyżowych i autorskich metodach zarzynania Saracenów! Iluż powracających z Santiago de Compostela pielgrzymów, obnażających z dumą swoje umęczone stopy! Czy ktoś pomyślał, jakie męki cierpieli towarzysze niewoli Marca Polo, bombardowani jak dzień długi opowieściami o jego przejściach na jedwabnym szlaku? Czy ktoś się zastanowił, jaki koszmar przeżywały żony marynarzy żeglujących z Krzysztofem Kolumbem? W kółko to samo ględzenie przez całe życie!

W XIX wieku sytuację pogorszyły dodatkowo popularyzacja podróży dla przyjemności i narodziny turystyki. Przestano odkrywać, zaczęto zwiedzać. Romantyczne mieszczuchy ruszyły w Wielki Objazd. Obznajomieni z Orientem, Florencją czy brzegami Nilu zaczęli nagle nabierać w oczach modnej socjety szlachetnego, głębokiego blasku. Podróż do Włoch stała się wizytówką człowieka wrażliwego i „smarem” ułatwiającym kontakty społeczne. Kimże jest jednak podróżnik? „Człowiekiem, który szuka drugiego do rozmowy na drugim końcu świata” – odpowiada Jules Barbey d’Aurevilly.

Już w 1890 roku autor brytyjskiego podręcznika dobrych manier przestrzegał szanującego się dżentelmena: „Jeśli podróżowałeś, nie trąb o tym na każdym kroku. Podróżować może każdy, kto tylko ma trochę pieniędzy i wolnego czasu”. Kilka lat później wędrująca po świecie Vita Sackville-West określiła podróże mianem najprymitywniejszej z rozrywek. Powieściopisarka Colette twierdziła, że potrzebują ich jedynie ludzie o ubogiej wyobraźni. Montherlant zaś, który sam sporo jeździł, uznawał je za pensjonarskie fanaberie.

Każdy, kto musiał kiedyś dotrwać do końca szczegółowej relacji z wyprawy we dwoje do Jakucji, zna ten ból. Po powrocie do kraju upojony majestatem przyrody i magią spotkań globtroter ma tylko jeden cel: zamęczyć nas swoimi anegdotami, refleksjami i mądrościami. Będzie odmalowywał słowami najpiękniejsze, najodleglejsze raje. Czyli: nudy na pudy. Arsenał podróżnika jest niewyczerpany. A antidotum na podróżnicze nudziarstwo niestety brak. Wracającemu z dalekich wojaży delikwentowi należałoby zafundować przymusową kwarantannę. Co najmniej dwanaście godzin w komorze wytrzeźwień. Lecz cóż. Nawet wtedy, po dobrych paru miesiącach, ba, latach, znów zebrałoby mu się na wspominki. Pamięć o podróżniczej odysei jest bowiem jak wieczny ogień: nigdy nie gaśnie.

Open book icon De l'art d'ennuyer en racontant ses voyages (O sztuce zanudzania opowieściami o swoich podróżach), Matthias Debureaux, 2015. 
Person pin icon Fragment z francuskiego przełożyła Monika Szymaniak.
Image icon Zaokrętowanie królowej Saby, Claude Lorrain, 1648.