Proust–Visconti

Silvana Mangano, Björn Andrésen, Luchino Visconti i Dirk Bogarde na planie filmu Śmierć w Wenecji (1971).

Wielu z nas próbowało sobie wyobrazić, co znalazłoby wyraz w innym filmie widmie: niezrealizowanej przez Luchina Viscontiego ekranizacji W poszukiwaniu straconego czasu, podzielając zdanie Antoine’a Compagnona, że „reżyser Zmysłów, Geparda i Niewinnych (nakręconych na podstawie powieści Gabriela d’Annunzia) prawdopodobnie lepiej poradziłby sobie z niejednoznacznością rozpiętego między dwoma stuleciami dzieła Marcela Prousta2 niż twórcy filmowi, którzy podjęli się tego ryzykownego przedsięwzięcia. Czytaj dalej → „Proust–Visconti”

O sztuce zanudzania opowieściami o swoich podróżach

Zaokrętowanie królowej Saby, Claude Lorrain, 1648.

Upierdliwy, kto jak Ulisses zwiedził piękne kraje. Na kilku snujących barwne opowieści złotoustych, iluż przypada bowiem nudziarzy i natrętów! Iluż było mitomańskich Kartagińczyków, bajdurzących niestrudzenie o swoich wypadach na słoniach! Iluż trącających się rogami i roniących miód pitny Wikingów, rozpamiętujących z lubością swoje gwałty pod rozgwieżdżonym niebem! Iluż rycerzy, umiejących zepsuć najwspanialszą ucztę swoimi przydługimi monologami o wyprawach krzyżowych i autorskich metodach zarzynania Saracenów! Iluż powracających z Santiago de Compostela pielgrzymów, obnażających z dumą swoje umęczone stopy! Czytaj dalej → „O sztuce zanudzania opowieściami o swoich podróżach”

Wiosenną porą

Sekwana w Saint-Cloud, Edvard Munch, 1890.

Kiedy przychodzą pierwsze pogodne dni, kiedy ziemia budzi się i znów zazielenia, kiedy ciepłe, wonne powietrze pieści nam skórę, wpada do piersi i zdaje się docierać do samego serca, nachodzi nas niejasne pragnienie szczęścia, chce nam się biegać, chodzić bez celu, szukać przygód, upajać wiosną. Czytaj dalej → „Wiosenną porą”

Caritas

Caritas (Miłość), Giotto di Bondone, 1306.

Dziewczyna kuchenna była osobą prawną, trwałą instytucją, której niezmienne kompetencje nadawały rodzaj ciągłości i tożsamości mimo kolejnych przejściowych form, w których się przejawiała, nigdy bowiem ta sama nie zostawała u nas przez dwa lata z rzędu. Tamtego roku, kiedy jedliśmy tyle szparagów, dziewczyną kuchenną, do której zazwyczaj należało ich „skrobanie”, było biedne chorowite stworzenie, będące w dość zaawansowanej ciąży już, gdy przyjechaliśmy na Wielkanoc, tak że dziwiliśmy się nawet, że Franciszka obarcza ją tyloma sprawunkami i obowiązkami, zaczynała bowiem z trudem nieść przed sobą tajemniczy, z każdym dniem pełniejszy kosz, którego imponujący kształt rysował się pod jej luźnymi fartuchami. Czytaj dalej → „Caritas”